
Emaus w Lasocinie.
W ostatnią niedzielę, 26 czerwca br., odbyło się w naszej wsi, Lasocin tradycyjne poświęcenie pół. tzw. Emaus.
Zwyczaj błogosławienia pól przed zbiorami ma długą i barwną tradycję. Początkowo obrzędy mające na celu zapewnienie sobie obfitych zbiorów odbywały się w wiosną, w kwietniu i maju, patronowł imśw. Marek a póżniej także św. Izydor - patron rolników. Wraz z przyjęciem chrześćjaństwa zwyczaj ten upowszechnił się całym kraju. W miarę upływu czasu, różnych rejonach kraju terminy uroczystości ulegały przesunięciu. W naszym regionie zwyczajowo poświęcenie pół odbywa się w na przełomie czerwca i lipca.
Uroczyste procesje, piesze i na wozach poprzedzane przez tzw. banderie, liczące niekiedy kilkudziesięciu jeźdźców, w odświętnych strojach, z kościelnymi chorągwiami, odwiedzały graniczne kopce, krzyże i kapliczki. Zakopywano przy nich ewangelię i modlono się o pomyślne zbiory. Uroczystości zaczynały się i kończyły mszą świętą. A wieczorem w karczmach i w remizach odbywały się zabawy i tańce.
W naszej okolicy tradycja nieprzerwanie jest pielęgnowana w parafii Rębowo. W Lasocinie, uroczyste poświęcenie pól organizowane jest już od prawie dwudziestu lat. Można jednak przyjąć że tradycja nie jest dla nas czymś nowym a po prostu wróciła do naszej wsi.
Dziś już rzadko można spotkać na wsi konie, toteż uczestnicy objeżdżaja pola samochodami i lub ozdobionymi gałęziami i kwiatami przyczepami, ciągnionymi przez traktory.
O godzinie 13. sprzed kościoła parafialnego w Orszymowie ruszyła kolumna umajonych gałęziami przyczep i samochodów, na czele z księdzem proboszczem GRZEGORZEM Jędrzejewskim.
W uroczystości wziął udział także Wójt naszej gminy Pan Zygmunt Wojnarowski.
Mieszkańcy wraz z gośćmi odwiedzili kolejno kopce i figurki, przy których zakopano ewangelię. Msza św. odbyła się na placu w parku obok świetlicy, na ołtarzu specjalnie przygotowanym na tą okazję. Mimo upału frekwencja dopisała.
Po uroczystej mszy wszyscy przybyli zostali zaproszeni przez sołtysa p. Marka Bocha do wzięcia udziału we wspólnym biesiadowaniu. Smaczny poczęstunek przygotowała rodzina sołtysa, za co serdecznie dziękujemy.
Toczącej się w miłej atmosferze biesiady nie przerwał nawet deszcz, gdyż nad głowami mieliśmy namioty.
Dziękujemy organizatorom, oraz uczestnikom za mile spędzony razem czas.
Teraz czekamy z nadzieją na obfite plony.
Dawniej oprócz chęci pozyskania boskiej przychylności dla żniwiarzy emaus miał też na celu zaznaczenie przynależności gruntów do danej wspólnoty.
Z tego też powodu na granicach wsi usypywano specjalne kopce graniczne, w których zakopywano kamienie, skorupy glinianych naczyń. Zaznaczano w ten sposób że nie są one naturalnymi pagórkami a zostały wykonane ręką ludzką, w konkretnym celu. Ciekawa jest dodatkowa formą utrwalenia w pamięci przyszłych pokoleń granic wsi - było nią bowiem okolicznościowe lanie jakie, przy takim kopcu dostawały dzieciaki, by zapamiętały to miejsce i w razie potrzeby mogły zaświadczyć dokąd sięgały grunty ich wsi.
Nierzadko bowiem zdarzało się że sąsiedzi próbowali zawłaszczyć sobie ziemie należące do innej społeczności.
Opis jednego z takich sporów granicznych, które w czasie emausu doprowadziły w 1754 r, do regularnej bitwy miedzy mieszkańcami Rębowa a mieszczanami wszyszogrodzkimi pozostawił były proboszcz parafii Orszymowo ks. Józef Osiecki. "Otóż wr. 1754 przy zbliżaniu się tych kompanii ku sobie rembowianie spostrzegli, że mieszcznie zamiast po swoich gruntach, to na roli rembowskiej zakopują ewangelię i to prawie pod samą wsią, zajmując tym sposobem siedem włók ziemi w zamiarze przywłaszczenia takowej. Widząc co się dzieje, wysyłają rembowianie swojego Radzkiego (Rackiego?) do mieszczan, w towarzystwie innych czterech: Stanisława i Marcina Biernatów, Józefa Łazarza i Andrzeja Stryszka, do których przyłączyło się dwóch Koperów i dwóch Bogdanów, aby ich zapytali, z czyjego upoważnienia na cudzej roli procesyje odbywają i ewangelię zakopują? Zbliżywszy się Radzki do mieszczan i powitawszy "pochwalonym", gdy im zadał to pytanie, w tej samej chwili wystąpił mieszczanin Stanisław Korzyniewicz i z szyderstwem odpowiedział: "Dowiedz się chłopie, jak ci w łeb strzelę". Na co Radzki: "Strzelaj kiedy masz strzelać!" a wziąwszy laskę od pasa zawołał: "a ta co na to będzie mówiła?... bo kiedyście przyśliś szukać bójki, to wam musimy odebrać krzyż i chorągwie". I to rzeklszy, podszedł do mieszcznina Paradowskiego i pochwycił ręką krzyż. Na to hasło zaraz się mieszczanie z rembowianami poczeli trzepać kańczugami i kolbami(sic!), wydierając sobie nawzajem strzelby, a chociaż Paradowski pistolet Łazarzowi wydarł i blisko jego twarzy strzelił a i Warecki chciał także do Łazarza strzelać, lecz mu wytrącono pistolet, który sam wypaliwszy kontusz Wareckiemu osmalił. Wszakże żaden z rembowianów nie strzelał, owszem zaraz Łazarz Wareckiemu pistolet i strzelby zabrał, a i krzyż Paradowskiemu chciano wydrzeć, lecz szarpiąc się z nim porozrywali pasyję, tak że ręce porzy krzyżu pozostały a reszta upadła na ziemię". Zajście znalazło finał przed sądem grodzkim w Wyszogrodzie. Sąd uznał winę mieszczan lecz i mieszkańcy Rębowa, za udział w bójce i zniszczenie krzyża ponieśli karę. Wyrok sądu grodzkiego nie zakończył jednak sporu. Procesy o przynależność spornych gruntów trwały po nad trzydzieści lat i dopiero w 1790 r. dekret sądu zadwornego przyznał rację miszkańcom Rębowa.
Ciekawe to musiały być czasy gdy na procesje kościelne chadzano z pistoletami....
Lidia Dzierzbińska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie