
Zmagania zbrojne I wojny światowej, walka o niepodległość oraz jej obrona przed bolszewikami przyniosły śmierć wielu polskich żołnierzy, również z naszych okolic. W zbiorowej pamięci czas zatarł ich nazwiska i wizerunki. Poza tym w czasach PRL-u przypominanie klęski naszego wschodniego „sojusznika” nie było mile widziane. Szczęśliwie jednak zachowały się miejsca, w których tablic i pomników upamiętniających bohaterów nie zmiótł wicher późniejszej historii. Tak jest na cmentarzu parafialnym w Orszymowie. Tablica na symbolicznym grobie wymienia nazwiska ośmiu poległych, w większości rolników.
Oto treść inskrypcji:
„Padli na polu chwały odpierając z granic Państwa Polskiego pod wodzą Józefa Piłsudskiego nawałę najeźdźców w latach 1918/20”
Budnicki Feliks – rolnik
Fabianowicz Stanisław – rolnik
Jaworski Stefan – rolnik
Krajewski Feliks – rolnik
Lipiński Stanisław – rolnik
Nawojski Adam – rolnik
Śliwka Henryk – rolnik
Woźniak Franciszek – stolarz
W zbiorach rodziny zachowała się fotografia jednego z żołnierzy, Franciszka Woźniaka. Zapewne znakomicie opisałby burzliwy rok 1920 ksiądz Marceli Przedpełski, kronikarz orszymowskiej historii z lat I wojny światowej, ale wówczas objął już nową parafię w Klukowie i tam kontynuował swoje zapiski dokumentując najazd ze wschodu.
Dużą rolę w wojnie z bolszewikami odegrali również przedstawiciele rodzin ziemiańskich wychowani w tradycyjnym poczuciu patriotycznego obowiązku. W dużej mierze to z nich formował się 201 Ochotniczy Pułk Szwoleżerów, do którego werbunek prowadzono między innymi w Płocku. Jego organizację rozpoczęto w Warszawie w oparciu o szwadron zapasowy 1 Pułku Szwoleżerów (stąd numer 201 - do liczby 200 oznaczającej pułki ochotnicze dodano cyfrę 1 od 1 Pułku Szwoleżerów). Oddział tworzono w dużym pośpiechu, wymagała tego sytuacja na froncie w sierpniu 1920 roku. Dwory ziemiańskie mogły służyć wsparciem w postaci koni, ekwipunku i żywności, choć same borykały się z poważnymi brakami po przejściu frontu i zniszczeniach w czasie I wojny światowej. Jeśli chodzi o początkową wartość bojową tego pospolitego ruszenia, to ziemiańscy synowie przywykli do konnej jazdy radzili sobie lepiej, ale niektórzy ochotnicy - szwoleżerowie spośród miejskiej inteligenci mieli ponoć problemy z osiodłaniem konia, bo robili to pierwszy raz w życiu. Szkolenie ogniowe to jedna wizyta na strzelnicy i trzy strzały. A i rumaki, „które dotąd tylko po folwarku biegały”, nie zdążyły przywyknąć do wojennego zgiełku, a już na początku czekało je kilka frontowych dni bez rozsiodłania. Do kawalerii wstępowali również robotnicy i chłopi, na przykład Ludwik Wroński ze Starych Gałek, którego dumne zdjęcie na koniu przetrwało w zbiorach rodziny. Brak wyszkolenia zastępowano zapałem do walki. Jak wspominał jeden z kawalerzystów: „I to wreszcie dziwne, żeśmy z głodu od razu pierwszego dnia nie oszaleli, bo nam wprawdzie w pięknym Zieleńcu przy stacji zupę wydano, ale ją zaraz potem kazano w piach wylać i dosiadać koni, i rwać w stronę, skąd dochodziły cichsze lub głośniejsze detonacje - pędziliśmy nad Bug”. Nastroje podczas wymarszu z Płocka oddaje dobrze fragment wspomnień innego szwoleżera: „Hej, bolszewiku, chcę usłyszeć świst twojej kuli, chcę oślepić się blaskiem twej szablicy, chcę walki, chcę śmierci twojej lub mojej!”
Pułk przeszedł szlak bojowy od Bitwy Warszawskiej, przez walki pod Płońskiem i Ćwiklinem, po pościg za wycofującymi się bolszewikami za Bug w kierunku Równego. Działania wojenne zakończył udziałem w zagonie na Korosteń w październiku 1920 roku.
W grudniu 1920 r. 201 Pułk Szwoleżerów został przemianowany na 3 Pułk Szwoleżerów, który jeszcze kilka miesięcy stacjonował w Płocku, a następnie ostatecznie w Suwałkach. W kwietniu 1922 r. nastąpił jeszcze jeden bliski naszym stronom akcent - podczas uroczystości przed pałacem w Łazienkach pułk otrzymał sztandar ufundowany przez środowisko byłych żołnierzy ze Związku Ziemian Płockich. Pierwszy gwóźdź w drzewce wbił marszałek Józef Piłsudski.
Jednym z ochotników 201 Pułku był Antoni Czaplicki (1885 – 1972), właściciel Osieka, Krubic i Wilkanowa. Po powrocie z wojny oddał się pracy rolniczej i hodowlanej w zniszczonych przez wojnę majątkach, udzielał się również społecznie. W Osieku hodowano nagradzane na licznych wystawach rolniczych konie półkrwi angielskiej i angloarabskiej, z których co roku kilkanaście dostarczano dla wojska. Antoni Czaplicki był znanym jeźdźcem sportowym, uczestnikiem wielu zawodów hippicznych i zapalonym myśliwym. Po wybuchu II wojny światowej został wraz z rodziną w początkach 1940 roku wysiedlony z Osieka. Okres wojny przeżył w Warszawie, gdzie z chwilą wybuchu powstania w 1944 r. przeżył osobistą tragedię – jedyny syn Janusz, student konspiracyjnej SGGW, zginął jako podchorąży AK w ataku na siedzibę gestapo w Alei Szucha.
W ochotniczym pułku walczył również Stefan Mieczkowski (1889 - 1956), potomek ziemiańskiej rodziny herbu Zagroba vel Zagłoba, w okresie międzywojennym właściciel majątku ziemskiego Dzierżanowo – Rąkcice. W zbiorach rodziny Mieczkowskich zachowały się jego listy z frontu pisane do żony: „Moja Najdroższa Halutko! Po przejściu Bugu, Styru zajęliśmy Równe i dziś jesteśmy nad Horyniem w Szponowie. Marsze mieliśmy nadzwyczaj forsowne przez cały tydzień nie zdejmując butów i biwakując na polu bez kuchni. Mamy dwudniowy odpoczynek i prawdopodobnie wyślą nas na Litwę, bo tu już kampania zwycięsko zakończona. Mieliśmy kilka potyczek. Wzięliśmy dwa pułki Kozaków z orkiestrą do niewoli. W ogóle byliśmy stale na tyłach nieprzyjacielskich i tylko zawdzięczając popłochowi bolszewików i stałej ich ucieczce wszyscy jesteśmy cali, bo działania nasze były bardzo ryzykowne. Robiliśmy od 80 do 100 wiorst dziennie na tyłach bolszewików wciąż ich odcinając i atakując.”
W rodzinnych zbiorach Mieczkowskich pozostała również fotografia, na pierwszy rzut oka dość dziwna, bo przystojny kawalerzysta, jego piękna żona i dwie sympatyczne córeczki, zamiast zwyczajowych uśmiechów mają posępne miny. Ojciec rodziny za chwilę wyjedzie na front… Na szczęście wrócił, a po wojnie znakomity gospodarz, dzięki hodowli i uprawie buraków na potrzeby cukrowni w Małej Wsi, rozwijał swój dzierżanowski majątek. Był również prezesem Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego w Płocku oraz komendantem bodzanowskiego gniazda „Sokoła”. Niestety, to przeciw czemu walczył Stefan Mieczkowski w 1920 roku, powróciło na sowieckich czołgach w 1944. Polska odwdzięczyła się swemu obrońcy odebraniem Dzierżanowa i pogrzebem bez obecności syna, który jako oficer Dywizji Pancernej generała Maczka nie miał wstępu do nowej peerelowskiej rzeczywistości.
Andrzej Jeznach
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie